Nic dwa razy się nie zdarza, ale niektóre chwile chciałaby się przeżyć jeszcze raz.... Chciałabym znów pojechać do Francji - to przepiękny kraj!
Od lat marzę o Prowansji, teraz także o Alzacji. Kilka lat temu miałam przyjemność zwiedzić Akwitanię.
Z Anią znamy się od dziecka, po trudnych przeżyciach, przygotowała dla mnie cudowną niespodziankę. Jechałyśmy autem dwa tysiące km, by na końcu zawiązała mi opaską oczy i postawiła na... klifie. Po odsłonięciu widziałam już tylko jedno: Oooocean! Niezapomniane uczucie, którego nigdy nie zapomnę :).
Setki zdjęć z tej wyprawy niestety poszły z awarią komputera, odzyskałam tylko klika z podróżniczego portalu Kolumber.
Przedstawiam Wam Biarritz, imponujący kurort w południowo-zachodniej Francji. Miasto nazywa się często europejską stolicą sufringu. Cały rok przybywają tu milionerzy i sławni artyści.
Takich zamków jest tu wiele! To "zwykłe" domy mieszkalne.
Iść ciągle iść w stronę słońca.... na tę plażę chodziliśmy najczęściej.
Część regionu zamieszkuje mniejszość baskijska. Na ulicach często można usłyszeć "dziwny" język. Poniżej zamiast nudnej szarości budynku - takie dzieło.
Te okiennice, wszystko dobrane stylowo. Dla mnie bajkowo :). W takich knajpkach francuska kawka i croissanty smakują, jak nigdzie na świecie. Tak zaczynałyśmy każdy dzień.
W Biarritz chyba stale wieje. Rzecz jasna, od Oceanu... Fale bywają naprawdę wielkie!
Na klifie wznosi się Hotel du Palais, wizytówka miasta. Prawdziwa pięciogwiazdkowa perła dla najbogatszych tego świata...
Widoki wszędzie są piękne. W okolice latarni wybrałyśmy się parę razy. Ania ma szczęście, mieszka tu do dziś. :)
Stary rybacki port. Takie miejsca uwielbiam! Zachowała mi się tylko jedna fotografia z tego tak klimatycznego miejsca. Teraz, ilekroć czytam w książkach o jakimś małym porcie, wyobrażam sobie ten w Biarritz.
Plaża robi wrażenie. Można tu siedzieć godzinami. Woda jest błękitna i czyściutka...
W regionie tym ściśle stykają się ze sobą trzy kultury: francuska, baskijska i hiszpańska. Wybierając się do kościoła, sprawdzałyśmy w jakim języku będzie msza.
Myślałam, że w Polsce widziałam ładne wille, do czasu. Te pałace na zdjęciach to domy zamożnych Francuzów. Tylko spójrzcie, jakie widoki. Z każdej strony domu wyglądasz przez okno, a tam... woda! :)
Zwiedziliśmy prawie całą Zatokę Biskajską. Z Biarritz wystarczy zaledwie kilka minut i... jesteśmy w mojej ukochanej Hiszpanii!
Ah... wspomnień czar. Czas tak szybko upływa, minęło klika lat. W tym roku, nie uda mi się niestety wyjechać za granicę, choć marzę, że zobaczę chociaż nasz Bałtyk. A Wy macie już plany na wakacje?
W TV straszą, że miejsc noclegowych ubywa i trzeba się spieszyć. Jak cudnie, że przed nami lato! ♥
Jechałam drogą z Jeleniej Góry w kierunku Zgorzelca, kiedy nagle ujrzałam w dole biały kościółek. Niby nic takiego, ot kościół, jak setki mijanych zawsze po drodze, ale zaciekawiło mnie, co to za wieś, kilka minut drogi od mojego domu, a wcześniej znana mi tylko z nazwy.
- Zawracamy! - krzyknęłam. :)
Generalnie jestem osobą poukładaną, lubię mieć wszystko zaplanowane. Wiedzieć, gdzie, po co i na ile jadę, ale bywają też oczywiście "spontany", kiedy duch podróżnika namawia mnie do poznania czegoś nieznanego...
Rybnica, z niem. Reibnitz okazała się radosną wsią. Zaparkowaliśmy koło kościoła. Hm i co dalej? - problem ten pojawia się często na wioskach, na których czasem trudno o człowieka. Okropna ze mnie gaduła, więc chyba już specjalnie się przede mną chowają :).
Na szczęście już z daleka zobaczyłam uśmiech jednej pani, która na moje spojrzenie natychmiast wyłączyła kosiarkę. - Słucham? - zapytała tonem dość miłym, więc i mi zeszło ciśnienie ;)
- Można tu coś zwiedzić? Słyszałam, że jest tu zamek!
- Zamek? - odrzekła już tonem z ironią. - Idźcie tam za tunel i nie przejmujcie się znakami, że niby prywata. Każdy może tam wejść.
Dobrze, że nas ostrzegła. Normalnie takie znaki mnie nieco odstraszają. Minęliśmy świątynie - jak się potem okazało pw. św. Katarzyny. Kilka kroków i trafiliśmy na wspomniany tunel. Hm raczej tunelik :)
Za tunelem natychmiastowe olśnienie. Jak tam pięknie! Zieleń i błękit. Czy potrzeba więcej do szczęścia?
Tak! Zwierząt. Tuż obok pasą się przepiękne konie! Oj dawno nie widziałam tak zadbanych i błyszczących. Zapatrzona na nie, dopiero po kilku dobrych minutach przypomniałam sobie, czego właściwie tu szukam..... aa zamek!
Niby jest tuż obok stadniny, a jednak nie łatwo go znaleźć. Trzeba się dobrze rozglądać... a wokół tak pięknie! Na wzgórzu porośniętym drzewami zauważyłam wyłaniający się budynek.
By dotrzeć na skalistą górkę trzeba się wspiąć jakieś dwadzieścia-trzydzieści metrów w górę.
Niestety obiekt jest obecnie w stanie ruiny. Przypuszczalnie wzniesiono w XIII wieku. Był prawdopodobnie siedzibą znanego śląskiego rodu von Reibnitz.
Pierwotny wygląd zamku przedstawiono na rycinach pochodzących z XVIII
w. Zamek był budowlą założoną na planie prostokąta, dwupiętrową i
dwuskrzydłową.
Dziś zachowała się tylko jedna ściana.
Zamek został zniszczony w XV w., w wieku XVI-XVII odbudowany, a od początku XVIII w. zaczął niszczeć. W drugiej
połowie XVIII przeprowadzono remonty, po czym w XIX w. opuszczony popadł
w całkowitą ruinę.
Z zamku możemy podziwiać stawy i rybnickie pagórki.
Po zejściu na dół, znów czuję się zafascynowana przestrzenią.... której w mieście tak bardzo mi brakuje.
Pośpiesznym krokiem wróciłam do koników. To one wyjątkowo tego dnia, spodobały mi się bardziej, niż sam zamek :)
Wszystkie zadawały się uśmiechać! ;)
Najlepsze jednak były kucyki! Nie musiałam ich wołać, biegły same się przywitać :)
Wygłaskałam ile, mogłam :) Nie wiem, czy można było, ale jak tu się powstrzymać? Były naprawdę milutkie!
Przepiękne są! :) Chciałabym takie na własność.
Oo! - to jednak był jakiś znak kierujący do zamku. Dobrze wiedzieć, chociażby wracając do domu...
Przy wyjeździe jeszcze raz miła niespodzianka. Znajoma już pani z domku spod kościoła, zapytała zatroskana: czy znaleźliśmy zamek? Tak i kucyki! - odpowiedziałam z radością dziecka :), jakiej chyba nigdy mi nie zabraknie....
Życie nad morzem ma w sobie coś magicznego! Odkąd pamiętam marzę o życiu na wybrzeżu, o codziennej pobudce z widokiem na wodę....
W południe trafiłam na DOMO+ na nieznany mi wcześniej program "Domy marzeń - nad morzem". Prowadzącą rozpoznałam natychmiast, bo to moja ulubiona prezenterka Jenni Falconer.
Spotyka się ona z ludźmi, którzy zamierzają spełnić swoje marzenia o kupnie domu na wybrzeżu. Przedstawia im propozycje nieruchomości, które mieszczą się w ich zasięgu finansowym. Oczywiście, to oni podejmują decyzje o zakupie. Poza tym pokazywane są też inne domy: luksusowe dla milionerów, ale także małe kawalerki z bliskością do plaży. Dzisiejszy bohater szukał akurat posesji na Lazurowym Wybrzeżu....
Praca polegająca na pokazywaniu ludziom takich miejsc: Tak! To moja praca marzeń! :)
Można się rozmarzyć! Gdy godziłam się już myślą dokończenia żywota w mojej kotlinie, w głowie znów zaświtała myśl: Czy może być coś piękniejszego niż poranek o zapachu morskiej bryzy? :) ♥
Fot. via Pinterest