Zapomniane wzgórza
Zimowy początek roku do najlepszych nie należy. Niewiele mamy siły, motywacji, zdrowia... Są takie dni, że mamy ochotę tylko "zaszyć" się gdzieś pod kocem i po prostu nigdzie nie wychodzić.Nie znoszę pobudek po piątej rano w ciemnościach i biegu do pracy w zawiejach śnieżnych.Wróciłam ostatnio do domu, wypiłam gorącą czekoladę, rozsiadłam się wygodnie w kanapie i oczy same zaczęły się kleić... Kolejny dzień "zmarnowany". Tylko praca i spanie. Organizm siadał ze zmęczenia.
Wtedy obudziła się moja wewnętrzna siła (każdy ją ma, tylko nie każdy korzysta!). "Szkoda czasu na nudę. Co z tego, że zimno, że wieje, a ty znowu chcesz spać? Wyjdź na powietrze, poczujesz się lepiej."
Lubię gdy "on" do mnie przemawia. Motywuje mnie. Nie ma wtedy, że boli. Wstaje i działam. Ubrałam się ciepło, aparat na szyję i ruszyłam przed siebie. Cel trasy: w nieznane. Swoją wędrówkę rozpoczęłam w Parku Krajobrazowym Doliny Bobru.
Dla zorientowanych: od stacji paliw przy Sobieskiego w kierunku "Grzybka". Popularną wieżę jednak omijamy, a idziemy przez tory cały czas w górę.
Było już późne popołudnie, gdzieś za drzew ciągle przebijało się zachodzące słońce. Wówczas obrałam swój cel wędrówki: w kierunku słońca. Nie wiedziałam dokąd dojdę, bo z oznakowanej trasy zobaczyłam w bok. Leśne ścieżki mają w sobie tyle tajemnicy... Idziesz i delektujesz się... ciszą. Tam na dole zostawiasz harmider miasta. Jesteś bliżej lasu, jesteś bliżej cudu.
Po drodze mijam jakieś skały, prawdopodobnie dawny punkt widokowy. W miarę zarastania lasu takie wyjątkowe miejsca tracą na znaczeniu turystycznym, zyskują za to na tajemnicy.
Łąkami, w zaspach śniegu wspinam się na wzniesienie.
Co chwile dostaję jeszcze po buzi jakąś gałęzią, aż wreszcie jestem. Prawdopodobnie stoję w okolicy góry Godzisz, kulminacji rozległego masywu wchodzącego w skład Wysoczyzny Rybnicy, posadowionej pomiędzy Goduszynem a Jelenią Górą.
Nie prowadzą tu żadne szlaki, trafiłam tu zupełnie przypadkowo.Widok jaki zastałam z rozległych, częściowo zalesionych łąk, zapierał dech w piersiach! Piękna panorama części Sudetów i mojego rodzinnego miasta. Nikt tu nie spaceruje, nikt nie podziwia.
Trochę szkoda, miejsce zapomniane, a przecież zagospodarowane mogłoby zwiększyć atrakcyjność turystyczną regionu. Mam to wszystko dla siebie, więc chłonę ile się da i biegiem ruszam w dół ze strachu przed zmrokiem...
Jak to warto ruszyć się pomimo zmęczenia z domu! Monotonny dzień zamienił się w niebanalną, choć przecież tak bliską, wyprawę.
Wróciłam do domu przemoknięta, ale dumna z pokonania zimowego leniucha i odkrycia tak zapomnianego punktu widokowego...
Pogoda, ani mój amatorski aparat nie sprzyja stworzeniu arcydzieła, ale może ktoś ujrzy w moich zdjęciach nieco piękna tutejszego krajobrazu. ♥